środa, 19 marca 2014

68

W magazynie wspomnień
Tu stoję sam, na chorym rozwidleniu moich jaźni
Stoję sam, na rozgałęzieniu dróg
Stoję sam, na chorym rozwidleniu moich jaźni
Stoję sam, w nieznośnej akupunkturze wyborów i spraw


 

Kiedy dokona się wyboru, kiedy wykona pierwsze kroki, tąpnięcie i trach! Za późno na odwrót, na cofnięcie. Nawet, kiedy wiesz, że żadnego cofnięcia nie chcesz, to myślisz sobie, czy krok wstecz nie byłby lepszy niż ten gwałtowny spadek. W dół.

Zabierają Ci wszystko. Oddają Ci wszystko.

Bo nie masz nic.

Masz wszystko.

 

Śnił mi się piękny, słoneczny dzień. Taki, jak z gier komputerowych, bezwietrzny, cyfrowa jakość, atmosfera idealna. Podwórko, a na nim dwie grupy. Jak w grze. Oni, i my. Z prawdziwymi karabinami maszynowymi, rozłożeni po stodołach, na maszynach rolniczych. Oni na stanowiskach strzeleckich, my na pozycjach, chcąc odbić podwórko. Nasi biegali osłaniając się wzajemnie, tamci szykowali się do ostrzału. Widziałam to z góry.

Widziałam też siebie z góry. Byłam pod osłoną, pod płachtami zabezpieczającą, która w tych ochronnych barwach powiewała sobie a ja leżałam nieruchomo, „obserwując” wszystko z mojego bezpiecznego miejsca pod „płaszczykiem ochronnym”.

Gdy tak leżałam pod ostrzałem, ktoś mnie podniósł, mówiąc, że zaraz mnie zabiją, z mojego bezpiecznego miejsca! Przeniósł ze środka podwórka, skąd miałam doskonały widok, choć byłam cała przykryta i schował za jakiś kombajn. Stamtąd nie czułam się już tak dobrze, czułam się paradoksalnie bardziej odsłonięta, nie byłam pewna, czy nadal miałam na sobie plandekę…

Obudziłam się z mieszanymi uczuciami.

 

Zrobiłam tyle, a czuję się, jakbym stała w tym samym miejscu.

Jakim miejscu?

Stało się tyle – że ja nie mam swojego miejsca.

Chciałabym mieć swój bezpieczny dom, swoją własną kuchnię, salonik, sypialnię, okno, na której będą moje roślinki, tylko moje zasady, gdzie będzie Mój Człowiek, Moja Miłość, który mnie wpuścił do swojego życia i którego ja wpuściłam… i nasze decyzje.

Tymczasem mam magazyn wspomnień. I nagłe tąpnięcie. Zamykam oczy, do magazynu wlewają się: dom rodziców, dom małżeński. W obu uczestniczyłam, oba były moimi… kiedyś.