czwartek, 27 sierpnia 2015

57

Lubię zmiany. A najlepiej robić sobie totalną odnowę - wielki start. Szkoda, że zazwyczaj brakuje mi systematyczności by to kontynuować, ale... Pomińmy ten szczegół. ZAWSZE trzeba próbować :)


Od około tygodnia postanowiłam (znowu) żyć zdrowo. Mam cały arsenał ze sobą, łącznie z motywacją. Oczywiście zaczęło się od blogów vegańskich i ich porad dotyczących detoxu całego organizmu. Jednak ja nie mogę tak od razu wejść na detox, bo mój organizm by jeszcze dostał szoku! Spokojnie wprowadzam zdrowe nawyki (nawyki!). Ale od początku! Zmian, które wprowadziłam lub jestem w trakcie:

  • Więcej wody! Muszę nawodnić organizm, bo czuję, ze coś niedobrego się ze mnie dzieje. Nerki mnie dość często bolą, czuję się opuchnięta i postanowiłam poczytać o oczyszczaniu, nawadnianiu i znalazłam:
  • herbaty ziołowe - w tej chwili moja cecha pt. "więcej! więcej!" szaleje. Kupiłam czystek, białą morwę, pokrzywę, kwiat czarnego bzu, znalazłam w odmętach szafki żurawinę i chleję. Aż bulgocze.
  • warzywa. Uwielbiam warzywa i staram się je przemycać wszędzie. Obiady, śniadania do pracy. M. się nie buntuje, więc uważam to za pełną akceptację.
  • mniej słodyczy - tu odnoszę sukces, ponieważ od kilku dni NIE KUPUJĘ słodyczy. Niestety w pracy mnie nimi częstują ;) 
  • bakalie, suszone owoce - zamiast słodyczy właśnie. Zakochałam się w suszonych morelach!
  • ruch - nienawidzę się ruszać. Wolę pełzać ;) Naprawdę chciałabym coś w tym temacie zrobić, ale mogę jedynie spacerować. Nie znoszę biegać, męczyć się, nawet pływanie mi nie idzie. Muszę sobie radzić inaczej.Może przyjemniej, bo w końcu sex to zdrowie i sport niewątpliwie.
  • cytryna - staram się pić wodę z cytryną. Staram się - bo mimo, że lubię to zapominam. Dziwne - bo o kawie z zaparzarki z samego rana nie zapominam :)
Aby trochę rozjaśnić dzisiejszy post i te wszystkie różne moje fanaberie stwierdziłam, że je usystematyzuję i wkleję, bo może nie tylko mnie zmobilizują do Wielkich Zmian.
  1. Detox - rozjaśnia po co się go stosuje, jak często i jak się go przeprowadza.
  2. właściwości moreli (suszonych) zjadam od kilku dni około 10 dziennie
  3. Przepis na detox - Fashionelki - czyli jak pozbyć się nadmiaru wody z organizmu, autorka opisała też działania ziół, które również sobie sprezentowałam i piję:
Cytuję: "Wyciąg ze znamion kukurydzy działa moczopędnie i wyraźnie zwiększa ilość usuwanych tą drogą moczanów, fosforanów i szczawianów. Liście morwy białej również mają działanie antyoksydacyjnie. Dodatkowo ograniczają przyswajanie cukru po posiłkach, dzięki czemu pomaga w utrzymaniu prawidłowej masy ciała. Warto też zaznaczyć, że liście morwy białej zmniejszają łaknienie na słodycze! (...) Z kwiatów czarnego bzu zwykle robi się nalewki, ale warto suszone kwiaty zaparzyć. Zawierają dużo flawonoidów, kwasów fenolowych, kwasów organicznych oraz soli mineralnych. Działają moczopędnie ale też uszczelniają ściany naczyń włosowatych i poprawiają ich elastyczność"

Żeby nie było, że tylko detox organizmu robię - postanowiłam reaktywować moją manię włosową. Dzisiejszy wypad do Rossmana przyniósł mi same radości. Miałam nic nie kupować, przecież w grudniu mam wyjeżdżać (czuję, że będzie to styczeń) ale zobaczyłam promocję - szampon do włosów z olejkiem arganowym... ciężko się powstrzymać.

Myślę, że do tych wszystkich zmian zmotywowałam się ogólnym stanem zdrowia ale też wielkim sukcesem mojej drugiej połówki. Mianowicie: Rzucił palenie. Pomógł mu przy tym Desmoxan, to jego trzecie podejście i mocno wierzę, że ostatnie - udane. Popołudniami siedzimy sobie i "palimy winogrona" skubiąc je oczywiście, bo ma jeszcze potrzebę miętoszenia czegoś w palcach i wkładania do buzi... winogrona doskonale się do tego nadają :D






czwartek, 13 sierpnia 2015

58

Dziś byłaby siódma, tak zwanie miedziana, rocznica ślubu. Gdyby nie to, że rok temu się z moim mężem rozwiodłam a dwa lata temu oficjalnie rozstałam.

Chciałabym opowiedzieć o zamierających uczuciach. O tym, jak bardzo jesteśmy kowalami swego losu. O tym, jak dwie kochające się osoby mogą stać się sobie dalekie, obojętne.
Mogłabym napisać, że nie było Wielkiej Kłótni rozrywającej więzy ślubne... ale to nie prawda - było pełno małych kłótni, aż do momentu, gdy nie trzeba było już nic mówić, po prostu żyć swoim życiem. Kiedy żadne prośby kontaktu nie dawały rezultatów a próby zbliżenia kończyły się pretensjami. Kiedy już nie dało się żyć w samotni i szukało się kogokolwiek, by poczuć chociaż trochę ciepła. Aż wreszcie spojrzenie na swój świat jak na złotą klatkę, z której na pozór wyjścia nie ma... gdzie powoli zdychało to, co się budowało przez 12 lat. On znalazł ciepło w ramionach kogoś, ja znalazłam środek zastępczy w postaci narkotyków, by stłumić potrzebę miłości.
Aż przyszedł moment, w którym nie chciałam czkać na kolejną depresję - musiałam wziąć swoje życie we własne ręce i uwolnić siebie i jego z krat, które sobie nałożyliśmy.
Nie było dramatycznych scen. Nigdy nie ma, gdy już wszystko się wypaliło z jednej i z drugiej strony. Było tylko "jak sobie poradzisz?"...
I radość, olbrzymia radość, bo "poradzę sobie"! Bo życie nabrało znowu kolorów, możliwości. Bo chciałam odzyskać swoje życie, znaleźć szczęście, miłość, miejsce na świecie!

Rzadko myślę o małżeństwie. Chyba wyparłam też te wszystkie lata, chociaż chwilami odbijają się lęki i osobiste dramaty uruchamiające schematy... odrzucenie, gdy chciałam się tulić; niezrozumienie, gdy cierpiałam na depresję, brak uwagi, wymagania z kosmosu...

Uruchamiające się schematy - wydawało mi się, że obserwując mój teraźniejszy związek widzę coś, co widziałam wtedy i reaguje na to. To się stało chyba moją obsesją. Strach, że mój związek ulegnie rozkładowi. Może dlatego mówi się, że następny związek jest o wiele trwalszy, mocniejszy, dojrzalszy? Ze strachu - że i tym razem się nie uda?
Może dlatego nie chcę wyjść po raz drugi za mąż? By się nie zawieźć?
By nie przyznać, że wiele z tych rzeczy, które rujnują związek jest tak naprawdę we mnie?

Ciągłe huśtawki nastroju, wymaganie, by ta druga, ukochana osoba była w każdej sytuacji gotowa na poświęcenie mi czasu, energii, miłości? Oczekiwanie, że znając moją historię, nie będzie powtarzała czyiś błędów - tak bardzo - że widzi się głównie błędy i głównie swój strach przed tym, co one mogą oznaczać? Wreszcie poczucie niezrozumienia i opuszczenia, które mnie od wielu lat łapie za szyję i dusi...?

Boję się, że te kłótnie, te chwile niezrozumienia są Tymi Małymi Kłótniami nie doprowadzającymi do Wielkiej, acz Ostatecznej, bo przyjdzie zniecierpliwienie i obojętność. Najgroźniejszy z Apokaliptycznych Koni końca związku.

wtorek, 4 sierpnia 2015

59

Odstawiłam leki. Było to żmudne i powolne, ale postanowiłam je odstawić na rzecz dwóch kresek - na rzecz sensu życia, kolejnego życia.
Oczywiście nie obyło się (nie obywa się!) bez huśtawek - było rozdrażnienie, doły ocierające się o depresję ale była też hipomania. Bardzo produktywna. Napisałam podręcznik wyjazdu do UK. I namówiłam moje Love, by w końcu to zrobić. Zmienić całe nasze życie, wywrócić do góry nogami. Zawsze mówiliśmy sobie, że chcemy spróbować innego życia, w innym kraju... Ja chcę się nauczyć bardzo dobrze angielskiego, chcę poznać inny chociaż dalej "nasz" świat. Chcemy poprawić naszą sytuację finansową, chcemy podróżować.
Co dokładnie nam z tego wyjdzie?

Dziś M. dał wypowiedzenie w swojej pracy. Po kilku próbach wnioskowani o podwyżkę powiedział swojemu szefowi, że czas na radykalniejsze kroki. Dziś klikniemy <<kup bilet>>
Wyjedzie pierwszy i tego mu strasznie zazdroszczę. Chciałabym z nim lecieć... razem wskoczyć w nową rzeczywistość jak Alicja w króliczą norę. Wspólnie smakować morską, północną bryzę...
Najdalej za pół roku mam dołączyć...

Moja praca też zaczyna mnie irytować: współpracownicy, bezowocny czas, niskie zarobki (mimo podwyżki).
Ale przede wszystkim chcę coś nowego.

To ciekawe, jak bardzo człowiek sobie lubi poukładać życie a następnie rozsypać by na nowo układać. Zbudować dom, znaleźć pracę, osiąść się w swojej rzeczywistości a potem stwierdzić: chcę spróbować czegoś nowego. Wstać, otrzepać się i szukać dalej.
Myślę, że na tym moje życie polega by motywować siebie i ukochanego do tego, by próbować jak najczęściej!