Kiedyś komuś wydawało się, że
jesteśmy czystym płótnem, na którym życie zostawia ślad.
Jestem tryptykiem,
na którym każda emocja jaskrawo płonie,
każde doświadczenie maluje kolejny krajobraz,
a człowiek jest mocą sprawczą, napędzającą każdy kolejny ruch pędzla.
Po lewej stronie znajduje się niebo.
Radość w świecie barw i struktur.
Po prawej stronie jest piekło.
Głęboki ból nadający kształt samotności.
W środku
miłość
bo tylko to jest ważne.
I spokój w niej, i harmonia, i strach też
i bliskość, i dystans, i niedomówienia,
i spojrzenia, i uśmiech
i łzy, i niepokój.
Chciałabym czasami odczuwać inaczej, nie płonąć tak i nie potrzebować. Nie szukać siebie w oczach innych. Chciałabym od siebie samej brać, a nie z siebie dawać, ale zrozumiałam, że nie można wiecznie walczyć z przeznaczeniem. Moim przeznaczeniem. Nadchodzi proces akceptacji.
Taka jestem.
Ktoś mnie zapytał, co jest złego w potrzebowaniu ludzi?
I kiedy bunt minął, zrozumiałam, że
Jestem kocykiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz