wtorek, 14 kwietnia 2015

62

Ostatni wpis był z końca września, przeżywałam wtedy depresję... Każdy mój epizod depresyjny wydaje się tym najgorszym, najstraszniejszym i rozważam odejście.
Nie sądziłam, że będzie coś gorszego.
I nic nie przygotowało mnie na ból, jaki poczuję niebawem.

Depresja, jaka wtedy przyszła - była efektem zastoju w moim życiu. Ja po prostu nie umiem się cieszyć spokojem i stabilnością. Po dwóch latach szarpaniny, 4 latach niepokoju... w końcu osiągnęłam mój wymarzony stan. Rozwiodłam się, znalazłam mieszkanie, wyprowadziłam się ze wspólnego na własne, wyremontowałam je i urządziłam i zamieszkałam z ukochaną osobą. Uniezależniłam się emocjonalnie i finansowo od kogoś, kto mnie nie kochał, kto sprawował nade mną jedynie władzę i opiekę. Z dziecka stałam się dorosłą kobietą.

Zagubioną kobietą, stawiającą pierwsze kroki.

Kiedy oswoiłam się ze spokojem i w końcu wszystko wskazywało na to, że mogę osiąść radośnie... kiedy sięgnęłam po książkę, zapalając nocną lampkę na stoliku przy kanapie w moim własnym salonie... wierzcie, to było moje marzenie by zrobić to we własnym domu (i sama opłacać prąd), nie minął miesiąc, kiedy - tym razem mój świat znowu miał się zachybotać.

2 stycznia tego roku zmarł mój ukochany Ojciec, mój Przewodnik Życiowy i Przyjaciel.

Zmarł 10 dni po swoim ślubie. W szpitalu, w otoczeniu rodziny. Na karcie zgonu lekarze wpisali niewydolność płucną, sercową. Zapomnieli wspomnieć o ich własnych błędach.

Zostawił dzieci, świeżo poślubioną żonę, wnuki, dalszą rodzinę, przyjaciół, mnóstwo niedokończonych spraw. Nie zdążył spełnić swojego marzenia, jakim były Włochy... sprezentowaliśmy mu wycieczkę na walentynki z okazji ślubu...

Tata był dla mnie jedną z najważniejszych osób w życiu.

Kiedyś, mojemu Przyjacielowi opowiedziałam, że moje życie mogę porównać do wzburzonego morza, na którym jestem na łódce. I czuję obecność bliskich mi osób, bo jestem niezwykle rodzinna. I zawsze na tej łódce jest właśnie Tata... Bracia... Był mój mąż, bo był opiekunem przez wiele lat... był i Przyjaciel... i jest mój ukochany.

A dziś... dziś nie ma na tym świecie ani Taty, ani nawet Przyjaciela.
Zmarł w zeszłym tygodniu.Młody człowiek, ogromne wsparcie jakie sobie dawaliśmy w ciężkich chwilach - nigdy tego nie zapomnę.

Dwie śmierci w przeciągu 3 miesięcy.

Naokoło mnie umierają ludzie. Idę ulicą, jedzie pogotowie na sygnale. Zatrzymują się. Wypada kierowca, wbiega do karetki od tyłu, coś tam się dzieje, po dłuższej chwili wychodzi, powoli. Wraca za kierownicę i nie włącza sygnału. Jedzie powoli.

Nie wiem już jak reagować.

Wiem, że wyszłam z depresji i pozostało mi cieszyć się tym, co mam.
Póki mam.


1 komentarz:

  1. Rozumiem co przeżywałaś, kiedy mój ojciec zmarł po późno wykrytej chorobie, sama nie mogłam się pozbierać. Mimo, że minęło już trzy lata ponad, nadal nie mogę się momentami pozbierać i się z tym pogodzić

    OdpowiedzUsuń